Złoty podział

imageJak powszechnie wiadomo, dziecko jest ciężarem. Należy poświęcić się dla niego maksymalnie i stale mieć poczucie udręki, gdyż tylko wtedy można mieć choć cień nadziei (żadna tam pewność), że robi się dla dziecka wszystko, co najlepsze i zapewnia mu najlepszy możliwy start w przyszłość oraz że jest się dobrym rodzicem.

Dziecko samo wie, co jest dla niego dobre. 3-miesięczny synek, gdy mu pokazałam pajac w kwiatki „dla siostry”, bardzo się ucieszył. Synek obecnie już wie, że rodzeństwo to konkurencja w drodze do szafy pełnej zabawek i uwagi kogokolwiek. Zatem, kiedy chociażby przypuszcza, że rodzice być może przypadkiem są akurat razem i jest im dobrze, wie, że należy obudzić się z odgłosem cierpienia i nagłej potrzeby. Polactwo-jedynactwo. Podobno niedawno był raport o smutnych polskich dzieciach. Nie czytałam, ale wiem, że dzieci są smutne. Pewnie z braku rodzeństwa lub z posiadania niechcianego. Ale jak tu mieć rodzeństwo, jak tylko bycie jedynakiem zapewnia możliwość bycia bezpiecznym i dobrze zaopiekowanym?

Przez pierwszy rok życia naszego dziecka poświęciliśmy dla niego naprawdę dużo, bo szeroko i dogłębnie pojęte małżeństwo. Stopniowo jednak zaczynaliśmy się dogadywać i roczne dziecko zaproponowało, że będzie już naprawdę samo sypiać. Nie zawsze mu to wychodziło, ale próbowało. Około półtoraroczne dziecko zostało największym ekspertem w samosypianiu i nie dość, że samo śpi, to jeszcze rano zbudziwszy się, spędza czas w łóżku wydając przyjazne dźwięki i czeka aż wstaną rodzice. Samosypianie dziecka od wielu miesięcy spędza sen z powiek specjalistom od dzieci i jest jedną z większych kontrowersji na rynku kontrowersji, bo przy samośpiącym dziecku nie ma nikogo kto pogłaskałby je gdy kwęknie przez sen. Nie mówiąc już o naciąganiu kołderki gdy pod wpływem gorąca dziecko ją skopie. Smutek bije z zamkniętych oczek samośpiącego dziecka. I, co najgorsze, samośpiące dziecko tuli misie. Tulenie misiów jest jednym z najwyraźniejszych objawów samotności. dziecko tuli misie, gdyż nie  doznaje czułości tam, gdzie powinno. Niektórych tulono dość i nigdy ich nie ciągnęło do misiów. Mnie i Męża do misiów ciągnie bardzo, wniosek jest prosty.

Z dzieckiem bywa różnie. Raz na wozie, raz pod wozem. Gdy ma się dziecko na piersi i grono specjalistów wokół, to nawet się do kina nie idzie. Chyba że nikt nie patrzy, to chowa się dziecko za pazuchę i idzie do kina z nim. Najgorzej gdy dziecko jest ruchliwe, tak zwane żywe srebro (tylko w przypadku blondasków), bo wtedy tez nikt się nim nie zajmie, gdyż wiadomo- nie można spuścić z oka a tylko rodzic może (i powinien!) się powstrzymać od chodzenia do kibla by patrzeć na swą pociechę non-stop. Niektórzy nawet pozazdroszczą takiemu rodzicowi, że potrafi nie iść do tego kibla i może patrzeć cały czas. Rodzic bierze dziecko do kibla albo spuszcza z oka, bo jest rodzicem i ma trzeźwiejszy stosunek niż mocno zaangażowany ekspert. Jeszcze gorzej jest, gdy dziecko jest ładne. Bo na ładne dziecko chce patrzeć każdy i przy okazji patrzy na ręce rodzicowi, a nie pomoże, bo przecież tylko patrzy.

Ale ekspert nie byłby ekspertem bez swoich książek. Książek powinno być koniecznie dużo, a w każdej pisać co inne. Wówczas bierze się je zusammen do kupy, czyta po kolei i wyrabia ogląd. Weźmy na przykład takie pory. Są zielone, a więc zdrowe. Ale jedna z książek głosi, że są NAJCIĘŻEJ strawnym warzywem. Zgodzić się z nią czy nie? To zależy. Jeśli ekspert robi surówkę z cebulowatej części pora to okej, jeśli rodzic dusi pory, to jednak książka miała rację. Weźmy mikrofalę- niby można w niej odgrzać bez tłuszczu, ale ona wcale nie ma energii. Jedzenie powinno być świeżo przygotowane i to najlepiej na piecu starodawnym, albo chociaż w palenisku, ewentualnie, ale w zupełnej ostateczności na gazie. Prąd to tylko gdyby zawiodły wszystkie ostateczności. Ale mikrofala to NIGDY W ŻYCIU.

A propos kuchenek, to pewien ekspert z bardziej zaprzyjaźnionego obozu, autor „vademecum ojca” mówi, że mamy nie wkładają dziecka do piecyka gazowego tylko dlatego, że zatrułoby się gazem. Ale on akurat ma na myśli ciepło właściwe dziecka, a nie energię przekazywaną przez piecyk. Nasze dziecko kiedyś było trzymane w dobrym cieple, ale odkąd jest jak jest,dziecko się stale przegrzewa. W efekcie nie termoreguluje się właściwie i już dwa razy było chore.

Wracając jednak do posiłków świeżo przygotowanych, kiedy je robić skoro cały czas jest się z dzieckiem i patrzy na nie? Można przeorganizować dzień.

Załóżmy, że mamy dziecko wstające koło 9 rano, które radośnie spędza przedpołudnie, koło 14 je obiad, potem pije mleczko i około 15 idzie spać zasypiając niemal natychmiast. Przesypia dwie godziny (podczas których rodzic odpoczywa, pije herbatę, czyta, pisze, pracuje, szyje), potem hasa, je kolację, spotyka się z powracającym z pracy tatą i włazi na stół by powybierać mu jeszcze co lepsze kąski z talerza, po czym bez protestu idzie spać. W weekendy przy tym samym trybie spania dziecko ma wycieczkę, z której wraca tak by pospać na czas. Pora snu jest najbardziej stałą i najściślej przestrzeganą porą w życiu całej rodziny, gdyż jeśli dziecko nie pośpi raz o stałej porze, już nigdy nie zaśnie w dzień.

Weźmy też eksperta, który wie jak powinno być i widzi, ze dziecko koło 13 przewraca się ze zmęczenia, po czym wstaje i przestaje chcieć spać. Ekspert wie skądinąd, że dziecko wstając koło 17, a czasem 18 ma przed sobą bardzo mało dnia. Ekspert jako ekspert znajdzie rozwiązanie idealne. Rozwiązaniem idealnym jest, żeby dziecko szło spać o 13, długo protestowało przy usypianiu, budziło się szybko lub niezadowolone i jadło obiad (najpóźniej o 15 bo to pora obiadowa), który rodzic pieczołowicie przygotował podczas snu dzidziusia, po czym miało przed sobą drugie tyle dnia. To jest coś!

2 Responses to Złoty podział

  1. Maurycy Teo says:

    Uwielbiam Twoje notki o Kobietach, które zarazem są ekspertami. A jednocześnie nie znoszę ich. Mnie również kojarzą się sympatycznie takie sytuacje z wyrabianiem oglądu i uzależnianiem go od sytuacji (a sądzę, że moja Małżonka mogłaby o tym zdecydowanie więcej powiedzieć). Mam ochotę napisać Ci maila o uderzaniu w stół, które w naszym przypadku raz odniosło skutek pozytywny, a drugi raz jeszcze nie zostało przeprowadzone, bo i sytuacja jest bardziej skomplikowana niestety… Choć ostatnio ekspertyzy są szczęśliwie zdecydowanie bardziej wyważone i rzadsze.

    Nasz Gabryszek chadzał spać o 13 właśnie, dopóki chadzał. Przestał chadzać jak zaczęło się odejmowanie, a mianowicie jak odjęto butlę z dnia. Na szczęście nie przestał chadzać spać wieczorem, jak odjęto butlę z nocy. Choć wówczas skrócił sen swój poranny i przełączył się na 35 (taki kanał z bardzo krótką spódniczką w nazwie). W rzeczywistości to my dyktujemy trendy panujące wśród dzieciów, a tak naprawdę to dyktuje je system dnia, który się od nich uzależnia. To zresztą oczywiste – Gabryś sypiał o 13, a Wasz Stasio o 15, Natalka sypia o 10 i potem może jeszcze raz, ale nie zawsze. I żadne babcie nie miały nic do tego – bo to nie ich sprawa. Choć oczywiście zdarzały się różne awantury o sytemy zasypiania które przeradzały się w coś więcej. I to poważne awantury…

    Nie wspominając o tym, jak zmienia się zachowanie Dziecia Starszego w zależoności od tego u kogo spędza kilka tygodni, które z jakichś względów ma wolne… Można o tym pracę magisterską napisać.

    Mamy nadzieję, że szybko znajdziecie własny (zupełnie własny) kąt i spalicie trochę mostów. Oczywiście nie życzę odcinania kontaktów dziecka od dziadków, ale czymś wspaniałym byłoby wychowywanie go wyłącznie na własnych warunkach.

    • cytrynna says:

      Niech Maurycy się nie waha i pisze majla. Ja uwielbiam dostawać majle. I radośnie odwdzięczę się smaczkami niepublikowalnymi:)

Dodaj odpowiedź do Maurycy Teo Anuluj pisanie odpowiedzi