Przysłowie niedźwiedzie

dscn3748Wpis ten dedykuję mojemu Mężowi, który nigdy nie zjadłby mi ostatniego pierniczka. Mało tego, nie ruszyłby nawet całej ostatniej paczki pierniczków, taki jest dobry. A akurat przed chwilą burczało mi w brzuchu i gdyby nie pierniczki, które idealnie wypełniają żołądek, to byłoby słabiutko i kolejna przygoda* nie znalazłaby swojego miejsca na papierze.

Na początku chciałam podkreślić, że nie znoszę zimy. Sanki są fajne, ale najlepiej na zdjęciach z zadowolonymi dziećmi (mamy takie!). Narty też są fajne, ale we wspomnieniach. I śnieg jest fajny, ale zza okna gdy nie trzeba wychodzić. Najlepiej żeby wyparował bezbłotnie zanim wyjść będzie trzeba. Nie przepadam także za latem, gdy trafi się zbyt upalne. Preferuję wiosnę, bo wtedy się zakochałam i wtedy trawa jest najzieleńsza. Przy okazji warto wspomnieć, że nie mam pojęcia czemu wszystkie dzieci rodzę jak nie latem to zimą. A jeszcze przy okazji dla tych, którzy nie wyczytali między słowami, to właśnie zaczęliśmy dziewiąty miesiąc, co oznacza, że już za 2 miesiące, po porodzie i uporaniu się z biurokracją, otrzymamy kartę dużej rodziny, która pozwoli nam za darmo jeździć tramwajami i chodzić do zoo. Ale nie o tym dzisiaj piszę, bo fakt, że za miesiąc urodzę, nie kwalifikuje się do miana przygody.

20170108_202322Czy zdarzyło się Wam robić coś przez 5 lat niepotrzebnie? Na przykład ubezpieczaliście mieszkanie i nikt Was nie okradł? Albo wykupiliście dodatkową gwarancję na pralkę, a ona się nie popsuła? Pewnego sierpniowego dnia ponad 5 lat temu, gdy po raz pierwszy musieliśmy przewieźć wózek dziecięcy albo może jakiegoś innego dnia w lipcu gdy kupowaliśmy łóżeczko, przyszło nam pożegnać się z kołem zapasowym. Przez prawie rok od zakupu auta owo koło jeździło z nami w bagażniku, gdyż tak zwany pojemnik na koło zapasowe mamy pełen gazu a czasem pełen tylko zbiornikiem na gaz gdy akurat LPG nam wyjdzie.

5 lat z okładem jeździliśmy bez koła zapasowego i nigdy nie było potrzebne. To znaczy było dwa razy w maju 2013. Dwa razy jednego dnia. A przez dwa ostatnie lata mieliśmy nawet wykupione Assistance na opony, ale nie wiem jak działało, bo opony mieliśmy zawsze nienaganne. W tym roku, po dwóch szkodach, OC było takie drogie, że nawet nie przeglądałam jakie dodatkowe opcje można tanio dokupić.

20170108_202305Faktem jest, że znaleźliśmy się dzisiaj w podróży. Była to podróż typu „z powrotem”, gdyż dwa dni temu byliśmy w podróży typu „tam”. Czekało nas 15 kilometrów po drodze pokrytej śniegiem, a później 60 kilometrów po czarnej drodze dobrej jakości. Wiedzieliśmy, że ruszymy bez problemu, bo nasze zielone jak choinka auto stało w płytkim śniegu, z którego łatwo wypchnęło je ramię Męża. Wiedzieliśmy też, że bez problemu odpali  prawie 6-letni akumulator, bo trzymaliśmy go w domu w cieple. Mało tego, wyposażeni byliśmy w jabłuszka, kabanosy, soki i ciepłą wodę w termosie. Czy coś mogło pójść nie tak? Wiedzieliśmy nawet, że należy unikać poboczy, bo dwa dni temu wkopałam się lekko w zaspę na poboczu. Przejechaliśmy owe 15 kilometrów po śliskiej drodze pokrytej śniegiem, wjechaliśmy na rondo, a za nim rozpoczęła się czarna droga dobrej jakości. Wówczas to usłyszeliśmy. Nasze auto toczyło się z bulgotem i wstrząsami  jak traktor. Lanos wprawdzie ma 17 lat czyli tyle ile ja gdy się po raz pierwszy całowałam, ale jeździ gładko. Pomyślałam, że zapewne śnieg zapycha nadkola i koła się ocierają. Nasłuchiwałam nawet i fałszywie wysłyszałam, że w pewnym momencie zrobiło się lepiej. Ale gdy dojechaliśmy do jednej z dwóch stacji na trasie, które lubimy i Mąż mnie poinformował, że jest odśnieżona, to zjechałam zobaczyć te nadkola i przy okazji uzupełnić benzynę, bo zimą lepiej mieć jej więcej niż mniej. Śnieg w nadkolach owszem zalegał, ale nie tak, żeby wydawać dźwięki traktora. Wtedy to Mąż zobaczył, że jedno z kół dymi i pozbawione jest powietrza i rzekł „fatalnie”. Było to zaiste fatalne, gdyż :20170108_202311

1. nie mieliśmy zapasowego koła

2. był niedzielny wieczór i niemal środek niczego, nie działała żadna wulkanizacja i żadna nie była pobliska

3. nasze 4 koła letnie znajdowały się 25 kilometrów dalej oddzielone od nas miedzy innymi ośnieżoną drogą, której nie chciałabym więcej pokonywać bez łańcucha

4. nie znaliśmy nikogo, kto posiadałby koła o takich parametrach jak nasze i mógł przywieźć, wszak Lanosy odchodzą powoli do lamusa a jedyny posiadacz tego szlachetnego pojazdu jakiego znaliśmy osobiście, sprzedał je nam, więc sam nie ma**

5. last but not least, jechaliśmy na Mszę ostatniej szansy do Gdańska i taki postój oznaczał, że nie dojedziemy na czas o ile w ogóle

dscn3756Całkiem szybko przypomniało mi się, że to koło zapasowe, które przed laty opuściło bagażnik, powinno znajdować się w Gdańsku i to w nie naszej piwnicy, czyli jest dostępne. Równie szybko udało się wybrać przyjaciela, którego można było poprosić o przejechanie dla nas 52 kilometrów, a że jest to przyjaciel żonaty, to w raz z żoną są parą przyjaciół i mogli przejechać dla nas dwa razy więcej 🙂 Chwilę dłużej trwało dodzwonienie się, ale potem machina ruszyła i niebieski samochód w kolorze Subaru Imprezy z odsieczą również. A my grzaliśmy się i jedliśmy kabanosy. I tylko Mąż ubolewał, że nie ma z nami Harrego Pottera, którego można byłoby na głos czytać.

Gdy nadjechała odsiecz, szybko okazało się, że śruby siedzą mocno i lekko nie będzie. Nie pomagało skakanie po kluczu, ani pryskanie śrub WD40. Ani polewanie ich odmrażaczem pożyczonym od pań ze stacji. Ani nawet stukanie w nie młotkiem także pożyczonym od pań ze stacji. Ani stukanie młotkiem w klucz nasadzony na śrubę. Oponiarz, który w listopadzie powiedział, że koła są w dobrym stanie, dokręcił je tak mocno, że już mieliśmy się zwijać do niebieskiego auta i rezygnować z próby zmiany koła, już wezwany był drugi przyjaciel z drugim autem żeby nas wszystkich pomieścić wraz z brzuchami i fotelikami, gdy żona przyjaciela wyhaczyła odpowiedniego człowieka na stacji. Odpowiedni człowiek przyjechał golfem trójką i tankował gaz, a w bagażniku miał półmetrowy klucz francuski, którym przedłużył klucz do kół w taki sposób, że śruby nie śmiały się dłużej opierać.
dscn3762

Kilka minut później znów byliśmy w trasie, a teraz piszę do Was z domu, znad pierniczka i kubka z herbatą i przesyłam Wam motto od samego Mickiewicza, jest to znane „przysłowie niedźwiedzie: Że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie”.

*Od ostatniego wpisu zdarzyło nam się kilka przygód, ale z różnych przyczyn, w tym także z braku pierniczków, nie trafiły do pamiętniczka.

** Mąż zna jeszcze jednego człowieka, który miał Lanosa i go sprzedał (i żałował), ale go tu nie wspominam, bo nie dość że był to Lanos 3-drzwiowy, to na dodatek bez gazu i jeszcze ja go osobiście nie znałam, a to blog mój a nie Męża.

20170107_143412