Obrazy i symbole

Jak często przytrafia się Wam, że coś pozornie nieistotnego nabiera ogromnego znaczenia? Czasem takie rzeczy są przez przypadek, a czasami kreujemy je sami. Na przykład przed pięciu laty chcieliśmy zjeść barszcz czerwony i napisałam o tym na blogu, Mąż przeczytał i z tego powodu co roku w trzecią niedzielę maja obchodzimy święto barszczu. To przypadek kreacji własnej. Do kreacji przypadkowej dochodzi gdy wjedziecie na pinezkę, niby złośliwie podłożoną, a okazuje się, że było to wydarzenie stricte życzliwe, bo dzięki pinezce poznaliście świetnego mechanika i pinezka staje się symbolem.

Z tym mechanikiem to było tak, że po sobotniej przygodzie umówiliśmy się na poniedziałek, W poniedziałek zawiozłam auto i wróciłam autobusem. Zawiózłszy, zapytałam, czy mogę odebrać rano dnia następnego bo mieszkamy w Zatyłku (nie mylić z pobliskim Zachełmiem) i autobus z rzadka, a mechanik na to, że oni mi po fajrancie auto dostarczą i tylko z dokumentów wyskoczyć musiałam. Wiecie, może tutaj to standard, ale mnie szok otulił, bo wprawdzie słyszeliśmy, że na przykład tatę mechanik odwozi do domu, ale chociaż korzystamy z tego samego mechanika, to nam nigdy takiego luksusu nie zaproponował, a nie mieliśmy śmiałości poprosić i zawsze popylaliśmy z dziećmi 3 kilometry przez las niezależnie od pory roku i pogody. Dopiero niedawno wpadliśmy na pomysł, by użyć bagażnika i roweru i zawozić Lanos do mechanika jednoosobowo.

Dzień nam się jednak inaczej poskładał i kiedy autko było gotowe, to my wędrowaliśmy górskim szlakiem na piechotkę (lub w nosidłach) do Karpacza i z Karpacza złapaliśmy pekaes, który zajechał pod mechanika, więc nie musieliśmy nadużywać uprzejmości. Bo byłoby to zaiste nadużycie wielkie, gdyż pan Maciek i pan Seweryn zrobili z Lanosem takie rzeczy jakich nikt od ponad roku się nie podjął. Oni nie tylko wymienili sprężyny z tyłu, co zrobić mieli, ale podolewali nam oleju, płynu chłodniczego, wymienili żarówkę, pospinali popękany zderzak, wiszący na sznurku zderzak i lampę, która także opadała przykręcili. I jeszcze wydech, który w naszym rzęchu zgnił, także zabezpieczyli żeby nie ciekło z wydechu na zbiornik z paliwem. Mąż, który jest dobry w interakcjach z ludźmi i potrafi zawsze coś trafnego powiedzieć, zapytał, czemu panowie nie są bliżej Gdańska. Ja w interakcjach z ludźmi jestem słaba, ale byłam dumna, że mam takiego akuratnego męża, który potrafi okazać wdzięczność skutecznie w sposób nieoklepany. Samochód po wyjeździe z warsztatu był w stanie wspinać się na wzniesienia na wyższym biegu niż przedtem i nie gaśnie co chwilę. Ale smuteczek wielki, bo chyba staruszek nam pali olej i przesiadka do cytryny czy innego tourana jest nieunikniona.

Wracając do tych przypadkowych zdarzeń, które stają się kultowe, to swego czasu polski Papież przyznał, że po maturach chodzili na kremówki (pewno co najwyżej trzy razy poszli, przecież ile matur było?). A teraz każda kremówka jest papieska. Wpiszcie w googlach kremówka papieska, a google podpowiedzą, że takie to nie tylko w Wadowicach, ale i w Rzeszowie i Warszawie. Albo każdy Dom Zdrojowy kojarzy się pokoleniu lat 90-tych z Maxi Kazem, który przecież nie w każdym domu zdrojowym, a jedynie w Ciechocinku bywał.

A jak to się ma do nas? W niedzielę przyjechaliśmy do Przesieki. Wynajęliśmy tu domek u państwa, którzy mają imiona jak nasze młodsze dzieci. Przed przyjazdem kupiliśmy pamiątki w Szklarskiej Porębie. Starszy syn wybrał sobie magnes z termometrem. Nawet nie przypuszczał jak wielką rolę odegra jego termometr. Może nie jak dom zdrojowy, ale jak pinezka to już tak. Otóż przyjechaliśmy, uśpiliśmy potomstwo, usiedliśmy i poczuliśmy chłód. Chłód narastał,co oznacza, że albo temperatura spadała, albo zepsuły nam się sensory ciepła. Gdyby nie termometr, nie wiedzielibyśmy, co się dzieje. Z zeszłego roku pamiętamy, że w Przesiece zawsze było zimno. Nie martwiliśmy się jednak, bo domek, choć drewniany, ma kominek a w kominku leżały trzy kłody brzozowe, zaś na kominku zapałki. Oddaliśmy swój koc dzieciom żeby było im cieplutko. Ja próbowałam spać, ale marzł mi nos. Termometr wskazywał wtenczas 17 stopni. Przeszukaliśmy dom, lecz nigdzie nie było podpałki. Mąż zna się na kominku, ale bez podpałki to i on nie rozpali ognia. Dochodziła druga w nocy gdy postanowił, że zadzwoni do pani spytać o podpałkę. Było to lekko nieprzyzwoite, bo o drugiej ludzie śpią, ale Mąż rzekł, że płacimy za ten nocleg niemało i że gdyby łóżka nie było, też by zadzwonił w nocy a ciepło jest jednak równie istotne, bo jakby nam dzieci zachorowały, to by zepsuło wyjazd. Zadzwonił i trzęsącym się z zimna głosem zapytał. Pani, ze snu wyrwana, rzekła, że podpałki nie ma. Mąż jest jednak zaradny. Poszedł po chrust do lasu. Polał chrust olejem kujawskim, który zakupiliśmy by smażyć sobie. Mało tego, z kłód brzozowych zdarł korę, która jest najlepsza do rozpalania. I udało mu się. Jeśli macie gdzieś surwiwal i nie ma podpałki, wiedzcie, że olej, gdy się rozgrzeje, lepszy jest niż denaturat** zaś kora brzozowa i chrust zastąpią Wam gazetkę, ale nie we wszystkim(!). W nocy w okolicach kominka temperatura sięgała 30 stopni, ale lepsze 30, które wszak latem potrafią się pojawić i nieproszone niż 17, od których można złapać katar lub nawet nie zasnąć. Jeśli macie wątpliwości , czy 30 jest lepsze od 17, wiedzcie, że zasypialiśmy pod połączonymi kołdrami, chociaż takie z nas indywidua, że wolimy osobne.

Gdybyśmy zmarzli i się rozchorowali, byłby to straszny kwas i uznalibyśmy miejsce za najgorsze, chociaż to domek przytulny i materac najwygodniejszy. Ale dzięki zaradności Męża wydarzenie uzyskało status przygody, Mąż uzyskał tytuł mistrza kominka i tylko jeszcze nie wiemy, czy symbolem do wspominania uczynić magnes z termometrem czy olej kujawski. Może wkręcam sobie filmy i nieco przesadzam, ale potrafię sobie wyobrazić jak synowie, którzy teraz zasypiają niczego nie świadomi i budzą się przy kominku już wygaszonym, będą kiedyś swoim wnukom przy elektrycznych kominkach opowiadać jak to pradziad rozpalał ogień w górach olejem do smażenia!

*Nawiązuję tu do książki Eliadego, którą Mąż przeczytał na początku lata. Mąż, zamiast czytać powieści w hamaku, odbywa przy stole ze wskaźnikiem studia z antropologii.

**Jeśli czytają mnie najgorsze żule, apeluję o czytanie ze zrozumieniem. Piszę o denaturacie i oleju jako podpałce. Niech nikt nie próbuje pić rozgrzanego oleju!

 

Dodaj komentarz