Na ostatnich nóżkach
2014/05/30 2 Komentarze
Taki typowy dzień ciężarnej: Wstaje taka i czuje się jako tako, bo głowa to bolała ją akurat dzień wcześniej. Trochę jest niewyspana, bo dziecko w brzuchu szalało całą noc i zastanawiała się, czy to aby nie poród. Ale musiało szaleć, bo pobudziła je colą* wieczorem gdyż poprzedniego dnia w ogóle się nie ruszało, a przynajmniej nie czuła. Wstała więc. Zjadła w pośpiechu i chyłkiem kanapki z pomidorem tak by nie dzielić się, bo dziecko, co żyje poza brzuchem leci na pomidor, ale brudzi nim co popadnie. Prowadzi dziecko w pośpiechu do babci, bo ma lekarza. Babcia nie otwiera drzwi, ale w końcu odbiera trzeci ze swoich numerów. Obsuwa jest i ciężarna biegnie te dwa kilometry do lekarza, po czym czeka ponad pół godziny bo lekarz publiczny i obsuwa lekarza to norma. Dostała siateczkę z propagandą dla przyszłych matek, ale z całej siateczki jedyna porządna rzecz to próbka płynu do prania. Lekarz robi usg i określa masę (3500), chwali krew, że ładna i mówi, że jeśli nie urodzi w terminie, to niech się zgłosi. Ona ma nadzieję urodzić, bo dwa dni po terminie zaczyna się jakiś mundial i strach, że w szpitalu oleją jej poród.
Po drodze kupuje warzywa na obiad, bo wczoraj zrobiła taki dobry i chce go powtórzyć. Kupuje też najładniejsze truskawki świata. Idzie po dziecko. Jedzą, wracają do domu. Ciężarna chce puścić pralkę i idzie do łazienki po brudy. W tym czasie synek chce pomóc i sięga do szafki po proszek, po czym niesie go do pokoju i tam rozsypuje. W międzyczasie jej na nogę spada też drewniana komódka. Chce jej się zapłakać, ale chwali synka za chęć pomocy, po czym odkurza.
Idą spać, to znaczy na drzemkę. Dzwoni Mąż, że jest chory. Jako dobra żona namawia go na powrót do domu. Kiedy dziecko usypia, ona wbrew sobie wstaje i robi ten ciepły obiad. Mąż przynosi różę, a w zamian dostaje cytrynę z miodem. Jedzą obiad, którym są żółte warzywa frosty zrobione samodzielnie i równie dobre jak nie lepsze. Czytają książkę. Wstaje dziecko i też je warzywa- najpierw widelcem, potem łapką- samo! Potem idą do rossmanna bo jest ostatni dzień promocji na pieluchy, a oni zużyli ostatnią tuż przed wyjściem. Zaś w przydomowym rossmannie od wielu dni nie ma rozmiaru. Idą i martwią się wydatkami, bo chwilę przed wyjściem zadzwonili z warsztatu, gdzie wykonano operację na otwartym sercu Lanii. Operacja kosztuje tysiąc pięćset sto dziewięćset. A przynajmniej 1500. A dziewięćset grozi w perspektywie, jutro dowiedzą się jakiej. W rossmannie okazuje się, że promocja żadna i że ich oszwabiono, ale mają możliwość albo anulować cały paragon i kupić jedną paczkę w pełnej cenie, albo przyjąć oszustwo na klatę. Wracają. Mąż je kolację, syn je kolację. Syn swoim cowieczornym zwyczajem ogląda grzechy za oknem po czym idzie do łózka. Ciężarna, bo o niej tu mowa, czyta swoim chłopcom. Młodszy chłopiec domaga się, żeby w pokoju było ciemno, więc czyta przy nocnej lampce skulona by widzieć cokolwiek (na tyle na ile kulka może się skulić). Męczy się, ale gdy tylko przerywa, syn domaga się „dalej”. Po jakimś czasie syn odpływa, Mąż zmierza temperaturę i chociaż jest niekorzystna, to nie jest fatalna- nie trzeba robić okładów zimnych. Mąż zostaje się pocić, a ona może powiesić pranie i umyć naczynia. Z praniem są kłopoty, bo nie wyschło jeszcze pranie z dnia poprzedniego, a miejsca nie dość. Trzeba jednak prać, bo wkrótce urodzi się Ursus i potrzebuje czystych ubrań a pozostali chłopcy też się brudzą.
Skończyła pranie, naczynia czyste, postanawia zrobić sobie herbatę i na chwilę usiąść, bo nie pamięta kiedy siedziała. Wtedy przytomnieje Mąż i domaga się picia, picia i jedzenia. W trakcie jedzenia wywala kopytem kubek z piciem i woła o pomoc.
*To lekarz kazał kontrolować ruchy i w razie niedosytu ruchów pobudzać colą. Ciężarna nie przesadza z tym, ale akurat miała stres.
**Nie ma zdjęć na temat. Wypadałoby pokazać ciężarną, ale fotografowaniu podlega głównie jej biust, który jest wyjątkowo ładny, pozostaje więc czytelnikom uwierzyć na słowo blogerki, że cała ciężarna też wygląda nieźle, nawet po typowym dniu.
Najnowsze komcie