O bycie w niebycie
2015/04/22 5 Komentarzy
Dzisiaj akurat jestem i jakoś się mam, ale zwykle o tej porze nie ma nawet kogo zapytać o to jak się ma, bo nie ma tu nikogo, co wcale nie znaczy, że wszyscy się pozabijali (#iniebyłojużnikogo). Wszyscy śpią w oczekiwaniu na powrót Taty-Męża. Ja śpię z zamiarem wstania i powitania go w progu, z budzikiem nastawionym i w ogóle, ale tylko raz mi się udało wstać i powitać. Zwykle mi się nie udaje. Zawiesiłam całą działalność życiową, bo i tak nie przynosiła zysków.
Jeszcze niedawno byłam bardzo zadowolona, że tak ładnie prowadzę aktywne życie polegające na pisaniu bloga i czytaniu książek, a i kuchnia nie świeci pustkami ani nie zarasta brudem. I nawet goście u nas bywają, albo my jeździmy do odległych miast z ruchomymi niespodziankami urodzinowymi (raz byliśmy). Nie wiem co i kiedy się stało, ale zaczęłam być stopniowo coraz bardziej zmęczona. Czasem zasypiałam gdy tylko skończyła się piosenka wstępna cowieczornej Drużyny A, czasem niby nie spałam ale nie rozumiałam co się dzieje, czasem musiałam odmówić Mężowi wspólnej rozgrywki przeciwko sobie w którąś z naszych ulubionych gier. Zdarzało się i tak, że w kinie, gdy zgasły światła, ja robiłam się senna. Ale nigdy nie zasnęłam w tym kinie, bo jak się płaci jak za zboże, to nie można. Ogólnie gdy tylko wchodziłam do ciemnego pomieszczenia, to melatonina mi wprost tryskała ze skóry, albo melamina z oczodołów, a może to z melaniny odlewały się miseczki*? A bywało, że byłam po prostu rozdrażniona i okazywałam to. Raz podczas przygotowywania kolacji odrzuciłam nóż na blat, co doprowadziło do wytłuczenia pamiątkowego talerza z Torunia (był wadliwy, kosztował 3 złote, pewnie dlatego tak łatwo się poddał), innym razem wymieszałam wszystkie karty na stole gdy Mąż przyszedł z trzema znacznikami plądrowania po mój chroniony żetonem ochrony zamek. Wiecie, tak się nie robi. Nie po to chronię żeby używał trzech znaczników, lecz po to by nie plądrował. Dla niego to tylko dwie zdobyte karty, a dla mnie zepsuta gra już od drugiej rundy.
Już wczoraj wieczorem wiadomo było, że coś jest na rzeczy. Bolała mnie głowa, ale pomyślałam, że to z odwodnienia albo wygłodzenia (bo większość obiadu zjadły dzieci). Ale obudziłam się z niemożebnym bólem właściwym chyba tylko kacowi (tak naprawdę nie wiem czy właśnie takim, nie miałam nigdy kaca). Dziś szczęśliwie szłam do lekarza. Za chwilę nastąpi akapit o tej wizycie u lekarza i jej przyczynach oraz skutkach, po czym wrócę do przerwanej tu narracji.
Do lekarza poszłam w zeszłym tygodniu rezygnując z całego czasu wolnego w ciągu dnia jakim jest sen Ursusa (czas wolny wieczorem przesypiam, więc go już nie ma) żeby dostać skierowanie na badania krwi- TSH i ogólne. Musiałam w tym celu pokonfabulować lekarzowi jaka to zmęczona jestem i jak się pocę z tego zmęczenia, bo lekarze słyną z niedawania [skierowań]. Owszem, jestem zmęczona i czasem się nawet spocę, ale o badanie krwi chodziło. Krew zbadałam i nie musiałabym nawet iść po wyniki, bo były w internecie, ale musiałam się stawić po receptę na eutyrox, gdyż dziś zażyłam przedostatnią dawkę z domowego magazynu. Umówiona byłam na 9:15. Weszłam o 9:12 do poczekalni i powiedziałam „dzień dobry”, ale nikt mi nie odpowiedział, co wcale nie znaczy, że nie było tam ludzi. Byli i wcale nie tak starzy by być głuchymi. Byli jedynie dość starzy, by zazdrościć mi mojej wciąż trwającej młodości. Moja wątroba na to zignorowane „dzień dobry” wyprodukowała dużo żółci i zaczęła ją powoli sączyć. Pani z poczekalni szła do innego lekarza, a pan został wkrótce zaproszony do gabinetu naszego lekarza rodzinnego i spędził tam bez mała 20 minut, a ja cierpiałam sobie po cichu trochę na ból głowy a trochę na głupotę własną, która nie kazała mi z domu książki wziąć. Od tak niedawna znów czytam, że nie mam jeszcze nawyku. W zasadzie chodzę z małą torebką. Kiedyś torebki były podporządkowane książkom. Nie wiem czy ów silny kacowy ból dałby poczytać, ale gdybym spróbowała, to może bym zapanowała nad żółcią. Po niedługim czasie (w ciągu tych 20 minut) przyszła do poczekalni jeszcze jedna pani i się przywitała, więc i ja się przywitałam, bo nie jestem jak inni. Owa pani poinformowała mnie, że wejdzie ze mną, bo potrzebuje tylko małe skierowanie. Nie spytała, lecz poinformowała. Cała moja wyimaginowana asertywność i gotowe odpowiedzi na każde bezczelne pytanie zawiodły w takiej sytuacji. Czułam tylko jak żółć rozlewa się wszędzie. Wkrótce jednak przyszła moja kolej, weszłam do gabinetu a pani, co chciała wejść ze mną, była tak zagadana z inną panią, która pracowała 3 drzwi dalej, że nie zdążyła urzeczywistnić swej groźby. Fala żółci odpłynęła, a niesłusznie. Bo oto lekarz rodzinny powiedział, że widać jakiegoś wirusa złapałam i skoro karmię, to mogę sobie co najwyżej wapno wypić, ale ona by wolała, żebym i tego nie robiła. W razie gorączki mogę doraźnie, powtarzam, doraźnie zażyć apap. Akurat gorączki to nie miałam, gdyż byłam dziś oziębła niczym królowa śniegu, a gdyby Anders Celsjusz chciał to zmierzyć, to wyszłoby mu mniej niż 35. Czyli więcej było wczoraj w słońcu niż dzisiaj pod pachą. Nie ma tu jednak jeszcze nic bulwersującego. Bulwersujące były dopiero słowa: „ale trzeciego [dziecka] to już chyba nie będzie?”. No wiecie, no. Czasem jest fajnie, a czasem ciężko. Czasem coś podobnego powie babcia i nie wiadomo czy mówi to z troski o mnie czy o dobro tej dwójki, co to już jest. Ale wiadomo, że babci chodzi przynajmniej o czyjeś dobro. A kiedy obca osoba mówi takie coś tylko dlatego, że jestem przeziębiona, to mnie trochę tego. Rzuca i trzęsie!
Byłam więc dziś przed południem tak nieżywa, że kiedy starszak poszedł na spacery, to ja owinięta szaliczkiem i osmarowana rozgrzewaczem oraz Ursus owinięty kocykiem udaliśmy się na wspólną kimę, która trwała blisko 3 godziny i była początkiem ratowania mojego zadka i mojej główki. Teraz oto jestem żywa i wygrzana i dam dziś radę wraz z Mężem obejrzeć cały odcinek. A jutro może rozliczę podatki. A może znów zasnę. Bo jednak wciąż jestem w niebycie.
*Ja oczywiście wiem co jest co, chciałam tu tak zgrabnie obrazowo napisać, że robiłam się senna w zaciemnieniu.
Najnowsze komcie