Browar do kiszenia ogórków

DSCN9902Cytrynny nie traktuje się tu dobrze. Dziś wieczorem na przykład została obdarta z własnego laptopa, gdyż inni, ważniejsi i silniejsi, potrzebują go. Są to osoby tak ważne, ze mogą sobie wziąć i laptop i wszystkie dyndające w pokoju kable od internetu i Cytrynna, jeśli koniecznie zechce pisać, to sobie może- w bardzo niefajnoklawiaturowym laptopie rodziców z jeszcze gorszą myszą, a ponadto żeby wysłać swój tekst (bardzo ważny) w internet, będzie musiała udać się do Staszka pod łóżko, gdyż on pilnuje ostatniego z kabli.

Bardzo ważne jest, żeby akurat dziś pisać, bo jest bardzo dużo zasmuceń i bulwersów. Ot, chociażby że około 21:30 biły dzwony w wielu okolicznych kościołach. Biły dla beki, bo mamy dni miasta i noc restauracji. Wcześniej wyły syreny, potem biły dzwony. Dzwony biją na ogół gdy dzieje się coś ważnego lub strasznego, a czasem dla beki.

Albo taki Staszek, co to jest małyDSCN9889. Zaciąga nosem i robi wokół tego aferę, a Cytrynna ledwo oddycha, ale nie może nawet zlegnąć, bo gdy ona zlegnie to odezwą się głosy pretensji, że demotywuje innych, którzy zlegać nie powinni.

Kolejną kwestią jest, że mimo opłacenia zamówienia blisko tydzień temu, nie nadszedł nowy Marcin Wolski, na którego to Cytrynna ma chrapkę, bo lubi wolskie pisanie i jego przemycanie wśród sensacji wątków kościelnych. Wolski pisze i ktoś go czyta, a przesłanie samo idzie. I niektórych (na przykład takie Cytrynny) cieszy. Do wtorku nie nadejdą też i kalosze z Igglem Pigglem, którego to Staszek bardzo lubi i którego lubią jego rodzice odkąd synek miał dwa bodziaki z tymże. Brak kaloszy to inna para kaloszy, ale we wtorek czeka nas przymusowy wyjazd sanatoryjny na wieś bo akurat się wieś zwalnia i tylko głupi by nie skorzystał. I buty z gumy by się przydały.

Kilka dni DSCN9888temu nadeszły zamówione kilka dni wcześniej naklejki informujące kierowców, że źle zrobili. Od razu wypuściliśmy się wieczorem na miasto w poszukiwaniu takich nieświadomych kierowców, ale widać im ciemniej, tym łatwiej im przestrzegać przepisów i sawła wiwru, bo nikt nie zaparkował źle. Bardzo chciałam nakleić choć jedną, bo wiadomo- frajda jak nie wiem co, ale umiem powściągać takie emocje. Dziś nie musiałam powściągać, bo trafiła się wyśmienita okazja do rozładowania życiowej frustracji. Popychałam akurat własny wózek z własnym synem, którego odebrałam od własnego Męża z zajęć ze studentkami (podobno robił tam furorę, ale na mój widok sam wszedł do wózeczka) i szłam chodnikiem, aż nagle się okazało, że skończyło się przejście, bo zatarasował je pewien francuz w dość ładnym, prawie kobaltowym kolorze. Mi tam się udało go wyminąć wjeżdżając wózkiem na znajdujący się 25 centymetrów wyżej trawnik, ale okazja do obdarowania francuza naklejką była!

Należy DSCN9914także wspomnieć, że aby móc popchnąć wózek na francuza musiałam z tym wózkiem przejechać się uprzednio tramwajem. Była to godzina poza szczytowa i ruch w komunikacji nieduży. Były nawet wolne miejsca, ale akurat nie w przestrzeni z łatwym wjazdem dla wózka. W owej przestrzeni na fotelikach oznaczonych znaczkiem foteliki z krzyżykiem siedziały dwie wypacykowane laski i gawędziły wesoło w ogóle nie myśląc, że jedzie matka z dzieckiem i to dziecko usiłuje wyskoczyć z wózka, a matka musi utrzymać równowagę dla siebie, dla wózka i jeszcze dla tego wyskakującego dziecka. Gdyby chociaż mogła przykucnąć tam, gdzie one trzymały nogi i od frontu zagadywać dziecko co by siedziało… Ale nawet tyle nie mogła. A dziecko jak to dziecko, nieświadome, że robi źle, szczerzyło się do tych lasek! A one między sobą komentowały szeptem wrażenia z podrywu. I nie wstały aż do chwili gdy wysiadły. A abstrahując od matki z dzieckiem, to wsiadali też ludzie starsi i ich także laski ignorowały.

DSCN9877
Wszystko to jednak nic w porównaniu z zawodem jaki może sprawić osoba bliska i raną jaką taka osoba zadać może. Zbliża nam się koniec czasu płodnego. Jest to dla nas zawsze duże święto, które celebrujemy, na które czekamy, z okazji którego idziemy na jakąś randkę (choćby i z synkiem) i z której to okazji dostaję zawsze jakiś malutki prezent. Każdy taki koniec czasu płodnego jest magiczny niczym Pierwszy Raz. I oto zjawia się przyjaciel domu, człowiek (do tej pory) wysoko ceniony, choć nieżonaty i nie rozumiejący magii, przekonany, że mąż to po prostu ktoś, kto kupił browar, przepłacił oczywiście ale za to może mieć piwo kiedy chce i mówi ktoś taki mężowi (a mąż zapominając, że ma do czynienia z księżniczką, powtarza to żonie): „no to idź pan zakisić ogóra”. Jestem oczywiście przewrażliwiona, skoncentrowana na sobie, neurotyczna i tak dalej, ale nikt nigdy nie zrobił mi czegoś tak bolesnego i to tak małym wysiłkiem. Nie miewam gul w żołądku ani przełyku. Nigdy. Dziś mam przez cały dzień. Można obrzydzić ogórki kiszone i zabić całą magię w jednym. Jak ją odzyskać?

DSCN0074

Sehnsucht

DSCN7424Jest tak smutno, że nic nie można robić. Znaczy nie brak możliwości robienia czegokolwiek jest przyczyną smutku, lecz brak Gajków. Gajki są fajne i z nimi było fajnie. I dobrze, że będzie ich dużo. To to, że jest smutno powoduje, że nie można nic robić.

Chciałabym, żeby było tydzień temu*. Cała majówka byłaby przed nami. I nie pogięłabym felg. Tydzień temu w oczekiwaniu na gości udaliśmy się na spacer z piknikiem, który skróciliśmy z powodu zimna. Mąż też wchodził na drzewo (gość wchodził 3 maja), ale Mąż wszedł niżej i na łatwiejsze do wejścia drzewo. Gość na swoje drzewo wszedł bardzo wysoko i do tego nie było nisko rosnących gałązek.

Zamiast w domu, powitaliśmy gości nad Wdzydzami, przy czym Mąż wybiegł na przeciw po tym jak usłyszał ode mnie, że jadą. Nie wybiegłby sam, bo by nie rozpoznał. Wybiegł zostawiając Staszka na skale gotowego spadać.

DSCN8135Potem przez dwa dni nie dawałam im ręczników, a oni się wcale a wcale nie upomnieli. A przecież niedawanie ręczników to kwas.

Potem wypuszczono króliczka i to było super, bo króliczki żyją na wolności. Ten akurat króliczek, mimo życia spędzanego w klatce, nie zatracił umiejętności surwiwalowych.

Potem karmiono dwoje dzieci jedną łyżeczką i to było jeszcze lepsze. Eksperci uważają, że nie można dawać dziecku jedzenia ze swojej łyżeczki, bo mu się przekazuje próchnicę, ale dwoje dzieci to przecież już może, bo jeszcze im zęby nie spróchniały.

Potem albo przedtem byliśmy na farmie strusi i tam były struśburgery i gość kupił jednego i każdemu dawał gryza, nawet dzieciom i to było takie normalne. Z tak dużą dawką normalności to my nie miewamy do czynienia.

Potem Staszek został z gośćmi na godzinkę z haczkiem i miał zjeść śniadanie. Ja mam odruch chcenia wiedzieć jak mu było, bo ilekroć jest beze mnie, to potem jestem informowana, DSCN7476co zjadł, co zrobił, co powiedział i jakie miny zrobił i ile razy zmieniano pieluchę i co w niej było i ile. Tutaj wcale a wcale nie spytałam czy zjadł to śniadanie, co zjadł i ile zjadł. Bardzo chciałam spytać, ale wcale mnie to nie interesowało. Wygrałam sama ze sobą i nie spytałam a nikt mi tyłeczka tymi informacjami nie zatruł.

Potem mój Mąż zaniedbał żonę gościa odbierając jej męża na pół dnia.

Było tak fajnie. Nawet Mąż był lepszy i mimo wyruszania po dwunastej nie miał ani jednej pretensji, lecz cieszył się. I do zdrowia przybyło mu chyba +17. My już nie umiemy być sami ze sobą. Rozbili nam małżeństwo.

DSCN7300

Kwoki

Kwoki

*O, 6 lat temu też się zastanawiałam, co bym chciała gdyby dawało się czas cofnąć. Zabawne, że dokładnie 6 lat temu.

Jak gdyby nigdy nic

Pora jest wyjątkowo młoda, Staszo już śpi, a Męża nie ma jak nie raz go nie bywało o tej godzinie. Tyle, że dziś go nie będzie. O 18 wsiadł do pociągu, do którego nie dało się już kupić biletów siedzących, a pociąg ten, wypełniony masą ludzką, odjechał niczym transport do obozu zagłady. Do tego akademik wskazany przez organizatora, do którego udają się również koledzy, nie odbiera telefonów. Mąż nie ma rezerwacji, bo nie w akademiku i nie sam miał spać.

Bywaliśmy już ze Stasiem sami, ale w zdrowszej atmosferze. Gorące herbaty nijak nie rozgrzewają, melisa nijak nie uspokaja, najłatwiejszy rozdział magisterki od trzech dni nijak nie może powstać. Na własnej skórze odczułam dziś, co oznacza, że komuś chce się wyć. Na szczęście mam furę dostanych kurek do umycia. Praca niemal fizyczna.