Tak się bawi bie-do-ta!

DSCN8790Jak czytelnicy bloga wiedzą, za bogaci nie jesteśmy. Pracuje na nas jeden Mąż, a ja sobie w domu darmozjadam. Czasem coś sprzedam, czasem zaoszczędzę na ubranku szyjąc je sama, czasem ekonomicznie przyrządzę posiłek, czasem pójdę pieszo zamiast pojechać tramwajem, ale w oczach każdego porządnego wstającego rano i idącego do pracy człowieka jestem darmozjadem i nikogo nie przekonuje to, że w tym swoim darmowym jedzeniu nie pobieram zusu. Więc w sumie nie jestem chyba darmozjadem skoro nie pobieram cudzego zusu, nie?* Szczęśliwie jednak nie klepiemy też biedy. U nas z biedą jest tak jak z przypadkowo mijanym psem- mijamy się czasem nawet i z bliska ale na szczęście bez oklepywania.

Jak wygląda bycie nie za bogatym? Ano tak, że trzeba pogodzić rozsądek i chęci lub też zmierzyć siły na zamiary. Jeśli zachodzi potrzeba zakupu aparatu fotograficznego lub laptopa, to kupuje się używany. Ale to raz na parę lat, czyli rzadko, kiedy coś starego się popsuje na ogół. Jeśli trzeba opłacić OC, robi się to w ratach. Sześciu! A gdy ktoś chce za darmo oddać łóżeczko dziecięce, lub tanio sprzedać lodówkę, dostaje się o tym cynk, bo przyjaciel, który do cynków ma dostęp, myśli o biednych, za co ci biedni są mu wdzięczni. DSCN8791Ale już wodę mineralną pija się taką jak się lubi** a raz w miesiącu przysługuje nawet pudełko norweskiej herbaty za 12,90***. No i jest ten luksus, że można się przemieszczać samochodem. Wprawdzie piętnastoletnim. Wprawdzie na gaz. Wprawdzie liczy się z każdym kilometrem, ale jednak jeździ się. I jeszcze na okulary dla ślepotki z okazji urodzin zrzuca się cała rodzina (prawie jak u posła Nowaka, z tą różnicą, że okulary kosztują znacznie mniej drogo i ratują wzrok, a słynny zegarek czasu nie oszczędzał). W restauracjach jednak się nie bywa.

Rzekłby ktoś, że jak tu iść z dzieckiem do restauracji. W restauracji dziecko w najlepszym wypadku zrobi demolkę, a w gorszym to się i zatruje. Ponadto do restauracji chodzą ludzie nie lubiący dzieci, więc lepiej ich nie drażnić tym swoim krzykaczem. A jeszcze jak się ma małe dzieci, które trzeba karmić, to raziłoby się ludzi wyciągając tego zwisającego do pasa CYCKA. Nasze dzieci jednak nie są krzykaczami, ani nasze PIERSI nie zwisają do pasa, więc do restauracji by się poszło.

DSCN8794I oto niespodzianie trafiła się okazja dla nie za bogatych rodzin by i one mogły pójść do restauracji. Miasto, które cenimy, posiadająca Misia w herbie Kościerzyna, ogłosiła weekend za pół ceny. Przystąpiły do niego, to znaczy do akcji o nazwie „weekend za pół ceny” lokale i my się o tym dowiedzieliśmy w piąteczek, a już w sobotę postanowiliśmy skorzystać. Rano popędziliśmy do miasta rezygnując nawet ze śniadania na trawie. Śniadanie odbyło się w domu mimochodem. Rano – czyli że w mieście byliśmy tuż przed dwunastą, takie to u nas rano. Ale częściowo odpowiada za to brak  miejsc parkingowych i długie krążenie.

Na pierwszy rzut poszła najdroższa pizzeria w mieście. Zjedliśmy tam pizzę z szynką parmeńską i plasterkami sera parmezanowego. I z rukolą! Jeśli chodzi o szynkę, to moim zdaniem syf, słone to i ciągnie się. Nie rozumiem, na co ludzie lecą. Ale Mąż też leci. A serka parmezanowego nie widziałam wcześniej w plastrach, myślałam, że go produkują tartym. Było smakowicie. W sumie to syn starszy nie jadł za bardzo, on był świeżo  po obfitym DSCN8811śniadaniu i do tego miał plac zabaw wysokiej jakości do swojej dyspozycji i niezbyt reflektował. Jako że restauracja przy okazji półcenowego weekendu obchodziła swoje pierwsze urodziny, to panie kelnerki ubrały się odświętnie w sukienki, które powiewały na wietrze i można było na tym wietrze obejrzeć jakie panie majtki noszą jeśli noszą (nie nosiły, a Mąż-frajer to przegapił). A potem powędrowaliśmy do Lemon Tree na barszcz. Lemon Tree się teraz przeniósł do małej salki na uboczu mieszczącej 3 stoliki. Na drzwiach powiesili afisz dzisiejszej akcji. Zamówiliśmy barszcze i zjedliśmy je ze smakiem, po czym poprosiliśmy o rachunek i taki trochę zonk, bo rachunek opiewał na 16 złotych. DSCN8837W sumie nie spytaliśmy dlaczego tak. Nie chcieliśmy płacić 20-tką ani dawać 21 zł (piątaka nie mieliśmy) żeby nie pomyśleli, że chcemy dać napiwek (prawie nigdy nie dajemy). Zapłaciliśmy więc stówką (tak, stówki przewijają się nawet przez nie za bogate portfele). A wiecie, co oni zrobili? Oddali nam tylko 83 złote reszty. Mąż sprawdzał wielokrotnie. Tej jednej złotówki tam po prostu NIE BYŁO. Sami sobie przyznali napiwek. Znów nie zareagowaliśmy, bo jednak kiedyś w lepszych czasach chcemy tam wrócić, a oni ciągle nas pamiętają i kojarzą[]. Ale kumacie, czytelnicy drodzy? Oni od tego się za bardzo nie wzbogacili, my zbiednieliśmy bardziej niż oni się wzbogacili, a opinię sobie zszargali na całą naszą rodzinę i wszystkich czytelników bloga!

Kolejnym punktem było muzeum kolejnictwa zwane też parowozownią lub skansenem starych lokomotyw. Chcieliśmy tam trafić już w marcu, przy poprzedniej edycji ‚za pół ceny’, ale wtedy zabrakło nam dnia, więc pojechaliśmy dzisiaj. Droga była rozkopanaDSCN8941 i musieliśmy zaparkować daleko i pójść przez głębokie błoto. Ja osobiście uważam taki skansen za lekko nudnawy, ale nasz syn bardzo się ucieszył, wchodził („mamo, pomóż!”) do każdej lomokotywy a do niektórych po wiele razy i był bardzo szczęśliwy. Puszczał też pociąg na makiecie po wiele razy i był szczęśliwszy jeszcze bardziej. Makieta była kiepska, bo mimo istnienia wielu torów pociąg jeździł tylko po jednym okręgu i to powoli i bez efektów dźwiękowych, ale za to robił kółko po naciśnięciu guzika, a dla trzylatka to już atrakcja. Inna rzecz, że nasz trzylatek ma lepszą makietę z duplo i drugą też niezłą z drewna. Zaczepiła nas też pani i poprosiła o pieluszkę, bo „się machnęli i wzięli o jedną za mało”. Kto wie, czy specjalnie nie zapomnieli by zaoszczędzić. Ale pomogliśmy i wiele na tym nie straciliśmy, bo była to pieluszka Dada, nasze niedawne odkrycie.

A potem wróciliśmy do miasta celem zjedzenia kolejnej pizzy, ale sprawdziliśmy najpierw menu restauracji normalnie zbyt dla nas wykwintnej i to menu nas tak przyciągnęło, żeśmy zostali. Jedliśmy tam dewolaje(5,95), frytki(2,50) i kapustę modrą(3,25), która była ozdobiona pietruszką. Restauracja dla DSCN8886biednych wystawiła namiot żeby poczuli się jeszcze biedniej nie wchodząc do jej wnętrza. A we wnętrzu odbywały się pierwsze urodziny chłopca, którego imię zataję dla dobrego imienia jego rodziców, bo oto tutaj skrytykuję nieco. Otóż chłopca wcale nie było widać, prezentów dostał więcej niż nasz wszystko mający syn zwykł mieć, gości było ze 40-tu, wódka się lała, didżej zabawiał starszyznę (fajnie zabawiał, wężykiem po sali krążyli), a młodzież i dzieci bawiły się na parkingu przez nikogo nie nadzorowane. No wiecie, do prezentów się nie wtrącam, gości było dużo, to dali dużo. Do wódki się wtrącam. Wszak roczek to roczek, czyli urodziny DZIECKA. A wracając do nas, to kupiliśmy też czekap, bo ja nie zjem frytki bez czekapu. Czekap nie był dla biednych za pół ceny, czekap był dla bogatych po 2 złote za saszetkę.

DSCN8866I jeśli chodzi o spędzony weekend to by było na tyle. Drugiego dnia weekendu marzyłam o kolejnych dewolajach, a Mąż o pizzy z czterema serami, ale nie dotarliśmy do miasta. Powstrzymał nas przed tym ból głowy (u Cytrynny). Okrążaliśmy jedno jezioro, ale nie okrążyliśmy go, bo było duże a ta głowa bolała. W dodatku w połowie jeziora okazało się, że zgubiliśmy pokrowiec termiczny z piciem i zamiast przeć naprzód musieliśmy się wycofać celem odnalezienia go, bo pokrowiec i jego zawartość to jakieś 4 dychy, a czterech dych się nie odpuszcza. Wszak to pół baku tankowania. Szczęściem pokrowiec wisiał na płocie i został odzyskany.

*obiło się nam o uszy, że do końca tego roku można zrobić tak, że się trzy miesiące płaci zus najwyższy, w tym czasie zachodzi się w ciążę i do końca macierzyńskiego można pobierać 6500 (słownie szejść tysięcy pińćset złotych). Zupełnie poważnie, zastanówcie się drodzy czytelnicy, ile biednych rodzin lub ilu drobnych przedsiębiorców się na taki zus składa?
**To zasługa Tesco, które ma promocję na tą ulubioną wodę.
***Herbata jest norweska, bo pierwszy raz nas nią poczęstowała pani w Norwegii. Herbata pachnie więc Norwegią i jest W-S-P-A-N-I-A-Ł-A.

DSCN8873

DSCN8927

DSCN8942

DSCN8959

DSCN9030

2 Responses to Tak się bawi bie-do-ta!

  1. krzakjoanna says:

    oj tak muzeum pociągów to super frajda dla dzieci 🙂

Dodaj komentarz