Majówka Cytrynny- krótka historia

Menażer i zarządca bloga Cytrynny oburzył się, że mamy już 6 maja, a wpis jest dopiero jeden i to kwaśny. A wpisów należy mieć dużo i to fajnych, apetycznych,do rany przyłóż co by poszukiwacze szczęścia mogli o nim chociaż poczytać na tymże blogu.

Nigdy jeszcze nie miałam majówki. W podstawówce uczyłam się piosenki (autorką słów jest Wanda Chotomska), którą lubię śpiewać do dziś, chociaż obecnie nijak ona nie opisuje naszej sytuacji:

Nie mamy samochodu,
lecz przecież są tramwaje,
więc jedźmy na majówkę
w niedzielę razem z majem.
Zabiera się wałówkę,
herbatę oraz psa,
a tutaj się za nami
piosenka jeszcze pcha.

Tam gdzie łąka,
tam gdzie las,
gdzie nie było
jeszcze nas,
na majówkę na wędrówkę.

A kiedy słońce mrugnie,
że bardzo jest już śpiące
powiemy „Do widzenia”
motylom i biedronce,
weseli i radośni
wracamy do M2
i znowu na niedzielę
piosenka czeka ta

No, jednak pomieszkujemy w M2.

Ale do rzeczy. W roku 2003 byłam z rodzicami na majówce, ale wspominam ją raczej nie za miło. O 2004 nie wiem nic, a o majówkach od 2005 mogę poczytać w pamiętniczkach młodej Cytrynny, których jako istota przez nikogo nie rozumiana (obecnie to się nazywa emo) i głęboko przeżywająca napisała ponad 20 tomów i które mam nadzieję kiedyś sprzedać za grube piniondze korzystając z rozpoznawalności marki.

W 2005 (na podst. tomu 9) młoda Cytrynna piła psy we mgle, przez co nie mogła pójść na randkę rowerową z późniejszym chłopakiem, który jednak nie był wielką miłością, ale gdy spytał, czy chciała by takiego chłopaka jak on i ona nic nie odpowiadała, to się zasmucił.

Równie nieciekawy był maj roku 2006 mimo, że trwały matury.

Od roku 2007 mam godne towarzystwo do spędzania majówek, ale nie zmieniło to nic za bardzo. Ponieważ mój ówczesny Chłopak był chłopakiem dopiero od miesiąca, nie pozwolono mu powieźć swojej nowej dziewczyny do domku letniskowego, gdyż mogliby „zmajstrować dzieciaka”. Zresztą owej majówki przygotowywał się on do egzaminów na historię sztuki i nie za bardzo miał czas. 5 maja jednak odwiedził dziewczynę w jej mieście i ot, cała majówka.

2007

Rok 2008 był równie średni a dowodem jego kiepskości jest totalny brak zdjęć. Pośrednią przyczyną braku zdjęć jest awaria aparatu, która wówczas panowała i którą rozwiązał dopiero zakup obecnego aparatu w lipcu. O kiepskości świadczy też luka w pamiętniczkach zakończona kłótnią o znajomość życia 5 maja. Zapewne młodziutka Cytrynna bardzo cierpiała przez swojego niedobrego Chłopca.

Rok 2009 był już nieco lepszy, bo 1 maja pojechaliśmy do Gdyni na pitcę do Pitca Hatu, który wówczas był tylko w Gdyni. Wracaliśmy stamtąd pieszo robiąc fotki w bluszczu i kwieciu a wieczór spędziliśmy w Kaefcecie z P. i jego znajomymi z pielgrzymki. 2 maja był samotny i zapewne kiepski bo nikt nie robił ani jednego zdjęcia, trzeciego zaś spotkaliśmy się ponownie, ale pewnie też było średnio, bo są tylko zdjęcia z pociągu jadącego do Gdańska, zaś wspólnych nie ma:)

2009

Na pierwszym roku małżeństwa groził nam kompletny brak czegokolwiek, gdyż Mąż krótko przedtem zachorował obłożenie jak to w kwietniu lubi i musiał leżeć. Udało mu się jednak owinąć w szal i dzięki dobroci pana L. który za stówkę zawiózł nas naszym własnym samochodem na wieś(!), znaleźliśmy się na tej wsi*. Robiliśmy tam kolorowe fotki, nieroby układały puzzle, a pracowici pracowali. Gdyby pracowici nie pracowali, chorzy nie musieli ssać tabletek i nosić szaliczka, a inni nie zaburzali poczucia intymności, można byłoby to uznać za przeciętnej jakości majówkę, ale tak był ro wyjazd rekonwalescencyjno-pracowniczy.

2010

2010 2

Rok 2011 przyniósł wiele zmian. Mieliśmy już Lanos i kierowcę a także synka kulaśnego zawsze przy sobie. Na wieś udaliśmy się już 28 kwietnia odwiedzając po drodze wujka R. Mieliśmy zamiar na owej wsi zamieszkać. 29 kwietnia odwieźliśmy wszystkich innych na autobus do miasta i zrobiliśmy nasze pierwsze gospodarskie zakupy. Nieroby znów układały puzzle, przy czym miały immunitet na niewykonywanie prac ze względu na swój szczęśliwy stan (nierobów przecież było dwóch). Pracowici pracowali jak to pracowici mają w zwyczaju. Sadzono sadzonki, strzelano fotki i grillowano kiełbasy na pseudo-grillu. Ponadto rozpaczano nad stanem kwiatków, które nie przetrwały weekendowo-majowych przymrozków. Tradycyjne przymrozki oszczędziły tylko kwiaty proboszcza. Nikogo nie dziwi, czemu akurat te.

1 maja przyjęto także gości. Byli to goście chcący być gośćmi na cały weekend, ale tylko oni tego chcieli i gdy zaproponowano im żeby wynajęli sobie pobliską kwaterę, zrezygnowali ze wspólnej majówki na rzecz wykwintnego obiadu na nasz koszt. Jakoś wyjazdu była taka, że mógłby byc majówką, gdyby nie był pobytem w domu („wracamy do domu mój futrzasty lwie”).

2011 2

2011 1

2011 3

Rok 2012 był tym fatalnym rokiem, w którym już miesiąc wcześniej było wiadomo, że majówki nie będzie. 2 maja szedł Mąż do pracy na etat oraz zawalony był innymi zajęciami niecierpiącymi zwłoki. 3 maja dobił nas sąsiad, który zapakował rowerek, lodówkę turystyczną i grill i swoim forczem na majówkę wyjechał. Osłodą było, że wracał w strugach deszczu. 5 maja był dla nas lekko rodzinny i z tym samym co zawsze pseudo-grillem oraz jazdą tylko nieco przyciasnym fotelikiem, zaś 6 maja odwiedzili nas niemal znienacka ci sami goście co rok wcześniej wymuszając zrobienie zakupów w niedzielę, czego unikamy.  2012 1

2012 2

Z powyższego opisu wynika jednoznacznie, że w naszym życiu, ani tym z osobna, ani wspólnym, nie było jeszcze prawdziwej majówki z herbatą w termosie, psem, łąką, lasem i wałówką, ogniskiem i grillem i BEZ PRACY oraz bez intruzów… Nie było, mimo że mamy razem tyle lat, że moglibyśmy już iść na wcześniejszą emeryturę oraz sąsiadów, którzy co majówkę jeżdżą cieszyć ciepłymi stokami ostrjackiego lodowca. Czytajcie zatem bloga Cytrynny. Wkrótce relacja z pierwszej P_R_A_W_D_Z_I_W_E_J majówki.

2013
*Pan L. jest konserwatorem samochodu rodzinnego. Osoba konserwatora jest konieczna, gdyż samochód stoi przez większośc roku i sie sypie, gdyz jest to francuz a nie Lanos. Wówczas nie mieliśmy jeszcze zielonego Lanosa a męska część małżeństwa nie miała i prawa jazdy. Panu L. płaci się 50 złotych za godzinę czegokolwiek. Zawiezienie nas  plus powrót trwało pewnie i 3 godziny, więc wziął naprawdę tanio. Marnym usprawiedliwieniem zaistniałej sytuacji jest, że wiózł aż 4 osoby.

4 Responses to Majówka Cytrynny- krótka historia

  1. Maurycy Teo says:

    Siedzi sobie taki ja i czyta czyta czyta kiedy to wreszcie w tym pięknym wpisie będzie ja widoczne.

    I niewidoczne…

  2. cytrynna says:

    Bo to trzeba czekać i odświeżać raz po raz. Zresztą mało Ciebie będzie gdyż po swoje zdjęcia trzeba się zgłosić osobiście.

  3. Pingback: [the sun must set to rise] | Lolinka top sikret

  4. Pingback: Majówka z Maurycym* | Świat Cytrynny

Dodaj komentarz