Wespół w zespół

DSCN9377O Wielu jeden wpis już był, ale u nas tak wiele się dzieje, że w końcu znów w Wielu wylądowaliśmy. Tym razem szło o bankomat. I o stację benzynową. Ale po kolei.

W piątek, jako zwieńczenie moich urodzin odebraliśmy samochód od gdańskich mechaników, do których chcieliśmy więcej nie jeździć. Ale przycisnęło to pojechaliśmy i był to jak zawsze błąd. Skasowali 360zł (po 1zł na każdy dzień roku) i tuż za Kościerzyną samochód nam stanął. Znaczy nie całkiem stanął, ale odmówił jazdy na gazie, a dla takiej biedoty jak my to równoznaczne. Jak wiadomo włożyliśmy w Lanos ostatnio ponad 3000, spłacamy ten wydatek po 300zł miesięcznie i na auto pochłaniające więcej niż się spłaca nas nie stać. Więc postanowiliśmy nie tykać, co wiązało się z dosyć stacjonarnym, a co za tym idzie mało wycieczkowym i nieszczególnie udanym weekendem, bo od wycieczek to nasza rodzina jest tak uzależniona jak ja osobiście od herbaty.

A teraz będzie o tym, dlaczego jemy śniadania po obiedzie, jak nasze dzieci poszły do przedszkola (oba) i co zrobić by masło nie stopiło się w słońcu. A także jak nie zasnąć za kierownicą i jak przebrać byka za krowę czyli dużo taniej sensacji.DSCN9481

Jak już wyżej zapowiedziałam, weekend nie należał do udanych. Bez samochodu jak bez ręki. W sobotę zrobiliśmy nieudane podejście do spaceru z X 2012, ale zabłądziliśmy i dobrze, bo złapała nas burza i dzięki zabłądzeniu nie mieliśmy daleko. A w niedzielę chcieliśmy okrążyć dwa jeziora na raz, ale nie daliśmy rady. Ursus rano połakomił się na 1 RZĄDEK czekolady, za którą nie przepada i dostał niestrawności, więc musiał iść w chuście. Nie byłby to problem gdyby osoba, która go w tej chuście niosła nie musiała jednocześnie popychać wózka. A musiała, bo na spacery OBOWIĄZKOWO jadą dwa wózki, gdyż na jednym podwoziu nie mieści się wszystko, co potrzebne. I na nieocienionym trakcie na chustująca osoba się zbuntowała, co z kolei wywołało bunt u Ursusa i nici z buntu wielofunkcyjnej osoby.

Po poniedziałku nikt nie spodziewał się niczego dobrego poza pogodą. Mnie o siódmej po niewielu godzinach snu (trudno żeby o siódmej mieć za sobą wiele godzin snu) obudziła czkawka kogoś, kto jednak miał tych godzin snu sporo na koncie. Czkawka owa była wierzchołkiem góry lodowej, gdyż świadczyła o tym, że ktoś tarza się we własnym łajnie. Pisklaczek narobił do własnego barłogu. Wyobrażacie sobie gorszy początek dnia? Zaraz potem obudziło się drugie pisklę, ponadto w domu nie było odplamiacza, ale daliśmy radę. Wespół w zespół czy jakoś tak. Ja sama dałam radę, cóż tu ukrywać. Pisklęta tym razem naprawdę wespół w zespół obudziły tatę, któremu zwykle dajemy pospać do 9, bo tata jest naszym żywicielem i kupuje nam nawet lody, więc dbamy o niego chociaż tak jak umiemy. Tata zszedł do naszego barłogu i zasnął w nim, taki był zmęczony ten tata. Zasnęło i niemowlę, więc wraz z drugim pisklęciem poszliśmy na pięterko co by dalej wysypiać tatę. Potem, pewnie sporo po 10 to już było, tata wstał, część dzieci poszła do piaskownicy a my-rodzice zrobiliśmy coś, co można robić tylko gdy dzieci nie patrzą i to było ekstra. W biały dzień żeśmy to zrobili, a nie na noc. ZJEDLIŚMY RYDZA. Potem starsi chłopcy poszli po zakupy i długo nie wracali. Ja w tym czasie zadzwoniłam do naszego mechanika, którego znamy z kościoła i poprosiłam o pomoc. Mechanik jak to mechanik, powiedział, że ma kolegę, że ten kolega to daleko mieszka (35 km), ale że robi w gazie i żebyśmy zadzwonili i powiedzieli, że nasz mechanik nas przysłał. Tak też zrobiłam. Kolega był bardzo zajęty, o czym świadczył zajęty telefon, ale gdy usłyszał, że mamy Lanos, to pomocy nie odmówił. Jechaliście kiedyś  35 kilometrów do mechanika?

DSCN9535
Umówiłam się z tym nowym mechanikiem, że w ciągu godziny będziemy, ale oni przecież długo nie wracali. Okazało się, że spotkali dzieci, że pani, która jest koleżanką Męża (czy nie uważacie, że Mężom nie wypada mieć koleżanek i znać innych kobiet? zwłaszcza gdy żony siedzą w domu?) zaprosiła naszego synka do zabawy. Synek w podskokach wrócił do domu po swoje wiaderko i łopatkę, ale zanim do dzieci wrócił, dzieci się z placu zebrały i chłopcy poszli z nimi do PRZEDSZKOLA, skąd ja i Ursus mieliśmy ich odebrać gdy tylko się wyrychtujemy . Ale zanim ich odebraliśmy oni wsiąkli tak, że nam nie pozostało nic innego jak też wsiąknąć. Synek nawet jadł z dziećmi obiad, Mąż zabawiał całą masę dzieci na raz i wzbudzał ich zaufanie, bo to jest taki Mąż zaufania. I do tego miał koszulkę z myszką Mickey, więc dzieci go uznały za swojego. A gdy przyszedł Ursus, to spodobał się dwóm dziewczynkom. Jedna usiadła przy mnie i się do siebie uśmiechałyśmy, co było większą nicią porozumienia niż zwykle z ludźmi osiągam. A z tą drugą zamienił parę zdań Mąż gdy do nas podszedł. Ta druga będzie miała rodzeństwo z brzuszka i sama też ma w brzuszku (dokładnie tak samo było u nas, przy czym ani synek jeszcze nie urodził ani jego lala, więc nie wiem…).DSCN9540

A potem pojechaliśmy. Auto na benzynie to jedzie tak, że nie wiadomo, czy licznik nie jest popsuty, bo przy lekkim naciśnięciu pędzi 100. Nie wiem, czy to możliwe. W Wielu omal znów nie zgubiliśmy portfela, takie to Wiele pechowe. W położonej nieopodal wsi  po uprzednim spytaniu pana pod sklepem znaleźliśmy mechanika, a jego dom świadczył o tym, że jest dobry ( co wcześniej przypuszczaliśmy sądząc po słowach naszego mechanika oraz po zajętym telefonie). Ale okazało się, że nie jest dobry, lub raczej, że nie tylko jest dobry. On jest czarodziejem! Przy użyciu bardzo prostych narzędzi jak kombinerki i śrubokręt w kilka minut na naszych własnych oczach pod naszym wszędobylskim spojrzeniem odprawił czary nad (lub raczej pod) naszą podniesioną maską. Czary kosztowały nas 30 zł (nie trzysta ani nawet nie misiemdziesiąt, lecz właśnie niemal symboliczne 30) i teraz cieszymy się autem sprawnym jak nigdy dotąd. A mimo iż jestem przykładną żoną, to zaryzykuję publicznie stwierdzenie, że mechanik należał do tych, na których można patrzeć gdy pracują i mieć z tego przyjemność.

DSCN9557
No i po tej wspaniałej naprawie udaliśmy się w końcu na śniadanie. Nieopodal było Leśno i kamienne kręgi, w których byliśmy przed rokiem i które to wespół w zespół z Gajkiem obudziły w Mężu nostalgię za fantastyką, archeologią, erpegami czy za czym tam chłopiec może wzdychać niezależnie od wieku. Znów leciutko zabłądziliśmy i musieliśmy pytać o drogę pani w sklepie (ona nam wskazała źle) i pana w opuszczonym od lat domostwie. Pan potem przyjechał sprawdzić, czy rzeczywiście jesteśmy tam, gdzie chcieliśmy dojechać i czy nie byliśmy włamywaczami na zwiadzie. Na obozowisku-piknikowisku przy kamiennych kręgach zjedliśmy zapowiadane śniadanie po obiedzie, masło było twarde mimo dnia spędzonego w aucie, ale w sumie nie odpowiem Wam dlaczego. To hasło o maśle na początku wpisu było tylko reklamą. Sory Winetu jeśli czytaliście to ze względu na masło.

I wtedy Mąż z synkiem starszym poszli na kręgi. Ja nie szłam mimo, że tu akurat wejście jest za darmoszkę, bo kręgi to nudy na pudy. A oni poszli wespół w zespół. I zabłądzili. Nie było ich długo, ale w kręgach byli krótko.DSCN9587 W tym czasie ja i Ursus oglądaliśmy teren (dużo różowych kondomów, których zdjęcie ma umożliwić dorosłym czytelnikom infantylne komentarze ), pisaliśmy ten wpis na karteczce (konkretnie to na odwrocie naklejki „karny łoś”) i dojadaliśmy śniadanie. aż w końcu zwabione dźwiękami Ursusa przyszły krowy zrobić nam dzień. Krów było 11, w tym jeden bawół i stanęły obok siebie wespół w zespół głowa przy głowie i patrzyły na nas. Były bardzo blisko i oddzielał je od nas tylko jeden drut prądu. A potem wrócili chłopcy i też patrzyli na krowy i Mąż zauważył, że jedna z krów jest większa od innych i ma spiłowane rogi. I wiecie co? Ona zamiast wymion miała jajca i jeszcze coś. Ona nie była krową tylko bykiem i udawała tylko, że jest krową i w sumie nie wiadomo po co. Może chciała zmylić inne krowy i mieć łatwiejszy rozpłód? A może miała zmylić sąsiadów? Dziwne bardzo. Przebieraliście kiedyś byka za krowę? Przebieraliście się kiedyś za kobietę będąc mężczyzną?

DSCN9597A potem popsuła nam się higiena dnia jak to zabawnie nazywa moja mama, co jest dziwnym określeniem, bo przecież nie był to brudny dzień. Tak samo jak higiena umysłu nie dotyczy posiadania brudnych myśli. A zepsucie tej higieny polegało na tym, że synek starszy zasnął na swoją drzemkę popołudniową koło 18 i jak wstał to była pora mojego chodzenia spać (oczywiście nie chodzę spać o swojej porze, przetrzymuję się ile dam radę), a musieliśmy jeszcze zjeść kolację, oni musieli pójść na swój cowieczorny spacer i trzeba było wrócić do Gdańska. Byłam już bardzo śpiąca, ale trudno się spodziewać czegoś innego po kimś, kto sypia niewiele. Znam różne metody powstrzymywania się od snu za kierownicą, takie jak przypalanie palców zapalniczką i rozpychanie oczodołów wykałaczkami, wszak Wakacje Jasia Fasoli widzieliśmy bez mała STO razy, ale ograniczyłam się do wystawienia lewej ręki aż po nadgarstek za okno i dałam radę.

A na koniec kłiz z loterią i candy dla czytelników: każdy kto prawidłowo lub nieprawidłowo odpowie na pytanie ile razy we wpisie pojawił się tytuł wpisu oraz doda sympatyczny komentarz ma szansę wygrać bardzo atrakcyjną nagrodę rzeczową.

wespół w zespół, zdjęcie zrobione komórką z 2010 roku (tak! ktoś jeszcze takiej używa)

wespół w zespół, zdjęcie zrobione komórką z 2010 roku (tak! ktoś jeszcze takiej używa)