Zimowe notatki o wrażeniach z lata

dscn3700Zapożyczyłam sobie tytuł na wpis od samego Fiodora, którego cenię między innymi za to, że jego żona uważała go za biednego, jako i ja swojego Męża szufladkuję. Niewtajemniczonym wyjaśnię, że czytałam kiedyś, gdy czytywałam więcej i mogłam czytać rzeczy głębsze, wspomnienia Anny Dostojewskiej. A teraz Wy czytacie moje wspomnienia. Akurat spadł dziś śnieg i przysypał ptasie stolce na zielonej blaszce naszego auta, więc zimę mamy pełną gębą. A autko zielone jeszcze wczoraj ustawiliśmy przodem do wyjazdu z podwórka żeby mogło nas na nagły poród zawieźć. I ciśnienie w oponach sprawdziliśmy, żeby taka sytuacja jak ostatnio się więcej nie powtórzyła. Bo pewnie nie wiecie, ale pewnej niedzieli tydzień później, gdy pojechaliśmy na sanki, to powtórzyła się. Więc teraz mamy dużo nowych opon, własną pompkę z manometrem produkcji polskiej i sprawdzamy w tych oponach cisnienie ciśnienie.

dscn3742Zimą myśli same biegną ku latu na zasadzie kontrastu, bo gdy zimno i ponuro marzy się o tym, by było ciepło i słonecznie. Ale nam biegną jeszcze bardziej, bo latem przytrafiło nam się suszi, a teraz suszi przytrafia nam się niemal codziennie. Ponadto latem byłam lekka i swobodna i niczym kózka mogłam wbiec na Śnieżkę, a teraz jestem ociężała i przejście do kuchni po ciasteczko powoduje wielki nacisk na pęcherz, który sprawia, że ostatecznie rezygnuję z ciasteczka, opróżniam pęcherz i bez smakołyku wracam do pozycji komfortowej.

Dlatego właśnie myślimy o lecie. O tym poprzednim i tym następnym. A to poprzednie było wyjątkowo udane. Pewnie myślicie, że po odwiedzeniu gór w Szczawnicy i gór w Krynicy wróciliśmy do domu i to był koniec naszych wakacji, ale nic bardziej mylnego. dscn3831Otóż w sierpniu udaliśmy się na epizod drugi, tym razem bardziej na zachód. Podczas imprezy urodzinowej starszego syna życzliwie nam powiedziano, że jak o dwunastej wyjedziemy, to na dwunastą zajedziemy, ale też nic bardziej mylnego. Chcieliśmy pojechać do Szklarskiej Poręby, która rok wcześniej wygenerowała nam tyle miłych wpisów, ale na bookingu nie było fajnych miejsc w atrakcyjnych cenach, gdyż było to tuż przed długim sierpniowym weekendem. A my byliśmy trochę rozpieszczeni i chcieliśmy mieć w fajnej cenie apartament. Nie znaleźliśmy apartamentu w Szklarskiej, więc szukaliśmy go też w Polanicy, w której Mąż kiedyś już był i mu się podobało. I też nie znaleźliśmy. To spróbowaliśmy szczęścia w Kudowie, która leżała nieopodal. I też nie znaleźliśmy. Ale zaoferowano nam pokoik, a w zasadzie pół domku i to tanio. Oferowano nam też cały domek, ale już trochę drogo. Zdecydowaliśmy się na tani pokoik i dobrze, gdyż domek był właściwie bliźniakiem i drugi pokoik miał osobne wejście.

dscn3873Dopóki pokoiku nie znaleźliśmy, to nie było motywacji do pakowania się. A znaleźliśmy go trochę późno. W efekcie wyjechaliśmy bardzo późno. Zwłaszcza, że mieszkamy na jarmarku dominikańskim, więc wyjeżdżaliśmy długo z samego obejścia. O 14:02 mijaliśmy urząd miejski, a Mąż zadeklarował pani gospodyni, że na 21 będziemy. Rano deklarował, żeby nie było, że tak absurdalnie zadeklarował. Po prostu to pakowanie, upychanie samochodu i godzina dojazdu pod urząd miejski(!). W dodatku gdy chciałam zatankować gaz do pełna na znajomej stacji tuż przed autostradą, to się pomyliłam i wjechałam na obwodnicę południową i straciłam przez to 4 kilometry i kilka cennych minut. A potem na stacji się okazało, że gazu weszło do baku tylko za 8 złotych, więc nie warto było zjeżdżać i się mylić. Za to później jechaliśmy autostradą, a że nie byliśmy nowicjuszami ani w jeżdżeniu autostradą ani w wakacyjnych wyjazdach i w dodatku umieliśmy już trochę obsługiwać tablet, to gdy paliwo zaczęło się kończyć, zjechaliśmy z autostrady (już za płatnym odcinkiem) i zatankowaliśmy tanio 5 kilometrów dalej i bez spektakularnych wydarzeń okalających wróciliśmy na trasę. GPS nas bardzo korzystnie pokierował z A1 na S8 i pędziliśmy 140 a czasem i szybciej tą nudną i pustawą drogą żeby zdążyć na czas. Szczęściem nie był to piątek i mogliśmy jeść kabanosy, dscn3842ale i tak marzyliśmy o Maczku, a że droga pustawa i bezpłatna, to Maczka nie było i nie było. Tak dojechaliśmy do Wrocławia, za Wrocławiem musieliśmy się na chwilę zatrzymać gdyż młodsza latorośl zwróciła morele, które w owym czasie kosztowały tak wiele złotych za kilogram, że szkoda było. Kawałek za Wrocławiem trzeba też było przestać pędzić, bo droga zrobiła się kręta i górzysta. Ale ostatecznie zajechaliśmy do celu koło 21:40, czyli nadspodziewanie przyzwoicie. Wówczas to pokoik okazał się być trochę stęchły i mieć kanapy zamiast łóżek (pani miała co innego na zdjęciach a co innego w realu), ale miał kilka innych zalet. Mianowicie internet tam działał, na zewnątrz były rolety zewnętrzne, które chroniły nas przed pobudkami o bladym świcie i jeszcze woda była ciepła, o dobrym ciśnieniu i nie kończyła się. No i tanio było. I jeszcze w łazience był grzejnik, dzięki czemu w stęchłym pokoiku nie tęchły nam ręczniki. No i jeszcze było to na miłym uboczu lecz w centrum i z ogródkiem w którym dzieci mogły na nas czekać. Kilka dni później zamieszkaliśmy w dwupokojowym apartamencie, który tych zalet nie miał. Na brak rolet nie pomogły nawet zasłony przywiezione z domu, a internet jak zapewne pamiętacie musieliśmy sobie napuszczać z tableta bo ruter nie pompował dość dobrze.

Co robiliśmy w Kudowie? Na początku zjedliśmy suszi, które sprzedawali w sklepie rybnym. Mąż ostatnią tackę dorwał. Ja tam brzydzę się wszystkiego, co nie było świnką albo kurczakiem albo chociaż dscn4150nie rosło w rzeźni. Niedawno otrzymałam pyszną kiełbaskę, ale gdy dowiedziałam się, że jest z sarny, czyli pobratyńca, musiałam odrzucić jej pyszność. Podobnie nigdy nie ubrałabym futerka z niedźwiedzia. A myśl o mięsie misia jest mi w ogóle obca i daleka. Ludzie, którzy polują na misie to źli ludzie, jestem o tym przekonana! No więc z tym suszi to jest tak, że wszelkie ryby i owoce morza są dla mnie świństwem na równi z majonezem. Przymykam oko jedynie na wędzonego łososia, pstrąga łososiowego i tuńczyka z puszki, bo nie mają ości ani kształtu. Ale wtedy jadłam aż mi się uszy trzęsły, moczyłam w sosie sojowym, przyprawiałam wasabi, zagryzałam imbirem i nie patrzyłam co jem. Wszak były wakacje, lato, czas szaleństw. dzieci wpadały do wody a ja jadłam suszi w parku na ławce. Sos sojowy to taka moja pięta achillesowa. Jak cukier do herbaty. Mam dwie pięty achillesowe. Po sosie sojowym boli mnie czasem głowa, a po cukrze w herbacie przybywa mi centymetrów, ale muszę.

dscn4181Poza suszi i zmoczeniem butów (ale mieliśmy jeszcze kalosze i nowe sandałki w zanadrzu), pierwszego dnia zwiedziliśmy muzeum z kamyczkami, Duszniki Zdrój i pałac w Szczytnej, który jest obecnie ośrodkiem Mopsu i oglądać można go tylko z zewnątrz. Ale jest na górce i widoki były przednie. Napiszę Wam o tym, bo zapewne myślicie, że my się nigdy nie kłócimy, gdyż jestem bardzo uległa. Otóż wówczas mieliśmy konflikt, bo akurat buzowały mi hormony ciążowe i nie byłam uległa. Musiałam siedzieć w samochodzie i odrzucać połączenia od tego niedobrego Męża, na którego się obraziłam, a on musiał się zajmować dziećmi na niebezpiecznym terenie skalistym. Chyba z kwadrans wytrzymałam. Potem mu wybaczyłam, ale tylko ze względu na dzieci. A wiecie o co musiałam się obrazić? O to, że ów Mąż miał pretensje, że mało się odbyło. Od tego czasu to on planował wycieczki i nie narzekał więcej. Ja chodziłam wcześnie spać, a on całymi wieczorami planował.

dscn3801

dscn3864

dscn3880

dscn4012

dscn4106

2 Responses to Zimowe notatki o wrażeniach z lata

  1. zuziaszulist says:

    Jak miło zobaczyć taki niespodziewany wpis! I zdjecia takie ładne! A czy na fali wakacyjnych wspomnień ukaże się też relacja ze spotkania ze słynną blogerką?!

    • cytrynna says:

      Tego nie wiem. Mogłaby się ukazać, ale nie wiadomo, kiedy zacznę rodzic i czy potem będzie mi się chciało. Bo jeszcze tydzień temu nie mogłam usiedzieć na krześle, ale za to robiłam rzeczy pożyteczne. Teraz nie daję rady robić pożytecznie, ale za to świetnie siedzę.

Dodaj komentarz